InfinituS
(1979 — 19.12.1999)

 

Pożegnanie
11.98

łkanie gdzieś tam
tutaj łzy
maszerują po szybie
nowe wspomnienia w szeregu
ostatniego długiego roku
szczegóły wirują
rozszarpywane impulsami
analizowane wśród łez
 
z każdą wizją tracę sens
z każdą chwilą większy strach
z każdym dniem mocniejszy ból
z każdym snem słabszy oddech
duszę się martwą bezsilnością
 
deszcz łez uderza mocniej
lęk przed wzrokiem
wstyd przed myślą
nawałnica kropel
ginie świat
 
jestem martwy
okrutnie dobra myśl
pozwala stopić się
marzeniom ogrzać czas
płyną nieprzerwanie
rysują nową ideę
 
Ona
 
spokojnie kapią
przychodzi
mocniej objęła
zamyka oczy
 
błysk
InfinituS

pod okapem codzienności
oglądam paznokcie
pilnikiem zasłuchanym
w drżenie zwyczajności
spędzanej pochmurnie
zapatrzonym
jedną świadomością
oddychając znudzeniem
periodycznie
InfinituS

wypowiadam imię
znajome
tak bardzo
T W O J E
jest zawsze blisko
kusi z daleka
pozwala umrzeć
 
spotykam Cię
myśli uciekają
chronią przed pamięcią
wpychają w gardło
niepotrzebne słowa
zatrzymując czasem
wargi marnują energię
w próbie wygięcia
pokracznego
przeszłość zwycięża
odpycham niewolnie
milcząc mijasz
mgławisz marzenia
i ja quasimodyczny
zabijam odruchy serca
wyuczone
bez szans
pokazania siebie
zanurzony w odmienności
zbyt wątpliwie tchórzliwy
bez sił kroku pierwszego
każdego
niszczony bólem
trzeciego
rozrywa zwykłością
niezwykłą
jest tylko marzeniem
zwyczajnym
jedynym wartym spełnienia
egoistycznym
 
każdy gest oddala
zbyt ciężki
każde słowo odrzuca
zbyt niepewne
każda myśl dusi
zbyt skrępowana
każdy oddech spala
zbyt śmiały
każdego dnia gorzej
więcej
ile razy dziennie widzę Cię
w sobie
ile cierpień to ja
kto zrozumie
po co
InfinituS